Hakata w Swarzędzu

 

AUTOR:Witold Garbaczewski



»Około 30 wyfrakowanych „obrońców” niemczyzny zebrało się dzisiaj [3 listopada 1894 r.-WG] o godzinie 11 przed południem w hotelu Myliusa [w Poznaniu-WG], aby uradzić środki „ratowania” „uciśnionych” Niemców od polskiego „prześladowania”«. W taki krótki i nieco ironiczny sposób „Dziennik Poznański” opisał narodziny ruchu, który w ostatnim ćwierćwieczu zaborów przyczynił się do krytycznego wręcz zantagonizowania Niemców i Polaków i wpłynął na wykształcenie się pewnych negatywnych stereotypów, obecnych w powszechnej świadomości do dzisiejszego dnia. Wobec istniejących, poświęconych historii  Ostmarkenverein licznych prac oraz źródeł internetowych, nie ma potrzeby, aby opisywać tutaj tytułem wstępu cele i metody działania tej organizacji. Można jedynie zaznaczyć, że chociaż sami przywódcy Hakaty niejednokrotnie deklarowali, że nie działają przeciwko Polakom, ale jedynie wspomagają zagrożonych Niemców, nie ulega wątpliwości, że drogowskazem dla nich były słowa „ducha opiekuńczego” niemieckich nacjonalistów, Ottona von Bismarck, który wyznał kiedyś: „Bijcie Polaków tak długo, dopóki nie utracą wiary w sens  życia. Współczuję sytuacji, w jakiej się znajdują. Jeżeli wszakże chcemy przetrwać, mamy tylko jedno wyjście – wytępić ich”. Zadanie to Związek Kresów Wschodnich realizował z całą stanowczością. 

Źródła dotyczące działalności Hakaty w Swarzędzu nie są zbyt obfite. Początkowy okres istnienia tej organizacji rozświetla nieco pismo burmistrza Eugena Liebetanza z października 1895 r., skierowane na ręce starosty powiatuPosen-Ost dra Baartha, który z kolei zobligowany był przesłać informacje dotyczące rocznej działalności Verein zur Förderung des Deutschtums in den Ostmarken na podległym mu terenie do biura Prezydenta Regencji w Poznaniu. Rzeczony raport utrzymany jest raczej w minorowym tonie, bo też przyszłość Hakaty nie rysowała się w Swarzędzu w różowych barwach. Grupa miejscowa (Ortsgruppe) Związku Popierania Niemczyzny na Wschodzie wykształciła się w Swarzędzu, jak pisze Liebetanz, bezpośrednio po powołaniu Zarządu Głównego w Poznaniu 3 listopada 1894 r. Użyte w piśmie słowo unmittelbar odnosić się chyba musi do najbliższych dni po tej dacie, a zatem przyjąć można, że hakatyści zorganizowali się w Swarzędzu już w pierwszej połowie listopada 1894 r. Był to jednak raczej skutek fali z nagła eksplodującego, podsycanego zręczną propagandą entuzjazmu, który chyba wkrótce – wobec uwarunkowań lokalnych – zaczął gwałtownie wygasać. Dlatego też sytuacja Związku wyglądała tutaj w październiku roku następnego – pomimo konsekwentnej agitacji – zgoła inaczej. Dowiadujemy się mianowicie, że do Ortsgruppe należy obecnie tylko sześć osób –dwóch urzędników (jeden nauczyciel i jeden pracownik poczty) oraz czterech rolników. Grupa zatem najprawdopodobniej pozostawała w uśpieniu (sam Liebetanz pisał, że „ostatnimi czasy [koniec 1895 r. – WG], jak się wydaje, wszelka agitacja zamarła i nie słyszy się już wcale o istnieniu grupy lokalnej”), gdyż według statutu do powołania filii potrzebnych było co najmniej 20 chętnych.Usadowiona w Swarzędzu „wtyczka” Hakaty nie ustawała jednak w wysiłkach, działając według powszechnie przyjętych i sprawdzonych w Związku zasad. Najpierw ów Vertrauensmann osobiście  fatygował się do wybranych, rokujących nadzieje na przynależność, osób i próbował przekonać je do wstąpienia w szeregi Vereinu. Następnie pojawiły się pisma agitacyjne, które jednak również rozsyłane były tylko do wybranych – wszystko to nie przyniosło w Swarzędzu praktycznie żadnego efektu. W miasteczku zamieszkanym w większej części przez Polaków budzenie nacjonalistycznych demonów nie było nikomu na rękę. Hakaty starali się unikać jak ognia głównie niemieccy kupcy i przedsiębiorcy, którzy narażali się, w przypadku wstąpienia w jej szeregi, na poważne straty finansowe (co Niemcy przerobili już na przykładzie innych miasteczek z przewagą Polaków, jak np. Koronowa nad Brdą). Sam burmistrz Liebetanz – zapewniając asekuracyjnie, że jego zdaniem wielu niemieckich mieszczan w głębi serca zgadza się z celami Związku – dawał jednocześnie niedwuznacznie do zrozumienia, że swarzędzcy Niemcy poradzą sobie lepiej bez Hakaty, gdyż forsowanie postawy radykalnie nacjonalistycznej bez wątpienia spowoduje bojkot przez Polaków miejscowych przedsiębiorców i kupców, co nie tylko nie poprawi ich kondycji finansowej, ale przeciwnie – doprowadzi do zubożenia, a chyba nie to, jak dodawał, jest celem Związku. Nie wiadomo z całą pewnością, kto był swarzędzkim mężem zaufania Hakaty w tym początkowym, najtrudniejszym okresie. Unikanie nazwisk, zarówno w relacjach prasowych, jak i dokumentach, było charakterystycznym elementem sposobu działania niemieckich nacjonalistów. Jest jednak wielce prawdopodobne, że funkcję tę pełnił właściciel ziemski Heinrich Gottwald, który wymieniany jest jako jedyny swarzędzanin w niedatowanym druku, powstałym zapewne krótko po ukonstytuowaniu się Związku w Poznaniu.

W tym samym czasie jego podpis spotkać można na pismach miejscowej grupy Związku Rolników (Bund der Landwirte), pełnił więc tam zapewne wówczas funkcję przewodniczącego. Sytuacja taka nie dziwi, gdyż flirt Hakaty z rolniczym Bundemw pierwszych latach jej istnienia był stosunkowo intensywny. Heinrich Gottwald wybrany został przewodniczącym swarzędzkiej Ortsgruppe jeszcze w 1909 r. (i jest to ostatni ślad jego działalności w Związku), a więc Fritz Brand, redaktor gazety „Ostdeutsche Warte”, który jako prężny szef miejscowegoOstmarkenverein pojawia się w 1913 r., musiał przejąć tę funkcję pomiędzy 1910 a 1912 r. Gottwald ustąpił ze stanowiska najpewniej z powodów zdrowotnych, gdyż w chwili wyboru na przewodniczącego Hakaty w 1909 r. miał już 78 lat (zmarł 30 stycznia 1918 r.). Należał do grupy swarzędzan najbardziej zaangażowanych w działalność społeczną. Był jednym ze współzałożycieli swarzędzkiej Kasy Oszczędnościowo-Pożyczkowej (Spar- und Darleihnskasse in Schwersenz e. G. m. b. H.), którą przez 16 lat kierował. Kilkadziesiąt lat udzielał się w stowarzyszeniach kościelnych, będąc m.in. członkiem Gminnej Rady Kościelnej (Gemeinde‑Kirchenrat). Wiele lat przewodził miejscowemu Związkowi Rolniczemu (Landwirtschaftliche Verein), szczycąc się godnością członka honorowego tej organizacji, należał także do Bractwa Kurkowego (Schützengilde).

Jaka była intensywność działań swarzędzkiej Hakaty w pierwszym piętnastoleciu jej istnienia – na ten temat wiele powiedzieć niestety nie można, gdyż odnośne źródła zachowały się jedynie w formie szczątkowej. W ramach walki z polskim bojkotem (akcja „swój do swego” – Jeder zu den seine) grupa poznańskaOstmarkenverein przygotowywała co pewien czas listę niemieckich składów kupieckich w Poznaniu („Deutsche Geschäfte in Posen”), którą następnie przesyłała (początkowo w liczbie 100 egzemplarzy) okolicznym Landratom, m.in. staroście powiatu Posen-Ost. Ten z kolei rozdzielał je dalej, stosownie do zapotrzebowania. Zachowały się akta z końca 1910 r., z których dowiadujemy się, że z owych 100 egzemplarzy 18 przesłane zostało do Urzędu Obwodowego (Distriktsamt) w Swarzędzu, natomiast 23 do swarzędzkiego Magistratu, przy czym nie wiadomo, czy zaspokoiło to lokalne zapotrzebowanie (w razie potrzeby dosyłano z Poznania kolejne partie).

Jednym ze statutowych celów Związku było finansowe wspomaganie przedsiębiorców niemieckich, często zatem do centrali w Poznaniu (początkowo całego związku, od 1898 r., po przeprowadzce do Berlina, już tylko poznańskiejOrtsgruppe) trafiały prośby o udzielenie pożyczki.

Przedstawiciel Związku zwracał się w takich wypadkach do starosty powiatowego o informacje, dotyczące m.in. narodowego nastawienia wnioskodawcy. W aktach zachowało się kilka tego typu spraw, żeby wymienić tu tylko casus Ewalda Hermsa, zamieszkałego w Swarzędzu przedsiębiorcy budowlanego, który w 1902 r. ściągnięty został z Cöpenick (Kopnik pod Berlinem) i już na miejscu ożenił się z córką miejscowego stolarza. Burmistrz Hoppmann w piśmie do starosty nie wystawił mu pozytywnej laurki informując, że „na temat [jego] postawy patriotycznej w ostatnim czasie jest raczej niewiele pocieszającego do powiedzenia, Herms przy różnych sposobnościach okazał się politycznie nie do końca pewnym, jest raczej chwiejny i łatwo poddaje się zewnętrznym okolicznościom”. Można założyć, że Ewald Herms pożyczki nie dostał. Zdarzały się również oczywiście opinie pozytywne. Do zadań Hakaty należało także wspomaganie żywiołu niemieckiego na ziemiach, gdzie był on – jak twierdzono – szczególnie zagrożony. W tym celu założono w poznańskiej (i przeniesiono potem  do berlińskiej) centrali Gewerbe-Auskunftstelle (punkt informacyjny dla rzemiosła), który pośredniczyć miał w ściąganiu na tereny wschodnie niemieckich rzemieślników. Inicjatywa należała tutaj jednak do lokalnych zarządów, które mogły zgłaszać zapotrzebowanie na odpowiednich fachowców. Tu z kolei dużo zależało od tego, jaki stosunek mieli włodarze poszczególnych miejscowości do owej skrajnie nacjonalistycznej organizacji. Zachowane dokumenty dotyczące Swarzędza nie pozostawiają wątpliwości, że ostatni niemieccy burmistrzowie miasta (z E duardem Hoppmannem i Adolfem Sperlingiem na czele) patrzyli na nią bardzo przychylnym okiem i niejednokrotnie zgłaszali zapotrzebowanie na fachowców bezpośrednio w biurze zatrudnienia Hakaty w Berlinie. Ale to nie wszystko.

Aby zapewnić usługi rzemieślnicze dla niemieckiej części ludności Swarzędza, w ramach realizacji hasła „swój do swego”, ojcowie miasta podjęli decyzję o rozpoczęciu akcji zamieszczania ogłoszeń werbunkowych w czołowych gazetach, zarówno w regionie, jak i w dalszej okolicy. Zachowane dokumenty pozwalają ocenić jej skutek odnośnie do lat 1906-1907. W ostatnim kwartale 1906 r. zamieszczono ogłoszenia w następujących periodykach: wydawany w Grudziądzu „Der Gesselige” (trzykrotnie), „Breslauer General-Anzeiger” (czterokrotnie), „Posener Neueste Nachrichten” (dwukrotnie), „Ostdeutsche Rundschau” (dwukrotnie), „Bromberger Tageblatt” i „Posener Tageblatt” (tylko raz). Ponadto skorzystano z usług poznańskiego biura ogłoszeniowego (Annoncenbüreau) Hermana Langego. Cała ta akcja zamknęła się kwotą 143 marek i 97 fenigów, o której częściowy zwrot burmistrz Hoppmann wystąpił do Prezydenta Regencji – ze skutkiem negatywnym. Ponadto wysłano ogłoszenia do periodyków branżowych, jak berliński „Sattler-Zeitung” czy „Der Manufacturist” z Hanoweru. Próbowano ściągnąć do Swarzędza różne profesje. W Grudziądzu szukano np.: kowala z umiejętnością podkuwania koni, siodlarza, tapicera, blacharza i dekarza, krawca, zegarmistrza oraz kilku stolarzy, a we Wrocławiu: siodlarza i wytwórcę wozów, krawca i brukarza. „Rzemieślnicy znajdą tutaj [czyli w Swarzędzu-WG] liczne zlecenia oraz dobry zarobek” – zapewniał burmistrz Hoppmann, który jednocześnie udzielał bliższych informacji. W wyniku tych działań pojawiły się wkrótce pierwsze zgłoszenia. Dnia 14 lutego 1907 r. Eduard Hoppmann wystosował do sekretarza powiatowego w Poznaniu pismo, w którym donosił, że w mieście, w wyniku szeroko zakrojonej akcji werbunkowej, pojawili się następujący rzemieślnicy: zdun Pfeiffer (wraz z rodziną, czyli razem 3 osoby), ślusarz Mattulke (6 osób), ogrodnik Wolff (5 osób), mistrz kowalski Klingbeil (6 osób), mistrz blacharski Goebler (4 osoby) oraz brukarz Licks (rodzina miała dołączyć wkrótce). Nowo osiedleni rzemieślnicy spodziewali się, że trud przeprowadzki zrekompensowany im zostanie częstszymi zleceniami. Jakokaisertreue Untertanen (wierni cesarzowi poddani) słali więc pisma (najczęściej do starosty powiatowego) z prośbami o łaskawe uwzględnianie w planach prac. Wobec braku źródeł trudno powiedzieć, jaki był skutek tych pism. Na akcję swarzędzkiego Magistratu z niepokojem patrzyli Polacy, którzy wyławiali ogłoszenia werbunkowe z gazet zamiejscowych i alarmowali o nich na łamach polskiej prasy lokalnej. W „Dzienniku Poznańskim” z października 1906 r. pod tytułem „Baczność Polacy w Swarzędzu!” zamieszczono np. informację o anonsach Magistratu z „Breslauer General Anzeiger”, dodając: „A więc doszło już do tego, że burmistrz swarzędzki wzywa w gazetach rzemieślników niemieckich,  żeby się osiedlili w miasteczku, mającem znaczną liczbę mieszkańców polaków. Czyż to nie jest jawnem bojkotowaniem polskich rzemieślników? Zwracamy na to uwagę polskim radnym miejskim w Swarzędzu”. Ogólnie trzeba stwierdzić, że pomimo zamieszkiwania Swarzędza w większej części przez Polaków, liczba rzemieślników polskich i niemieckich w ostatnich latach administracji pruskiej  mniej więcej się równoważyła (np. na krótko przed wybuchem I wojny światowej w mieście działało 134 rzemieślników niemieckich oraz 130 polskich).

Hakata włączała się także we wszelkie akcje ratowania zagrożonej polskim „naporem” niemczyzny, szczególnie gdy chodziło o obiekty o dużym znaczeniu dla lokalnej społeczności. Tak było chociażby w przypadku ogrodu rozrywkowego Hermanna Marco, położonego nad jeziorem swarzędzkim – jednej z najbardziej renomowanych restauracji w całym powiecie. W 1908 r. na brak gotówki, którą zainwestować mógłby w rodzinny interes, narzekać zaczął syn właściciela (jego imienia nie poznajemy)24. Planując wzięcie dużej pożyczki zwrócił się do organizacji, która dawała najlepsze warunki, czyli do Hakaty. Ormianin Hermann Marco, właściciel ogrodu o nawiązującej do najlepszych światowych miejsc rekreacyjnych nazwie Livadia, znany był ze swojej otwartości zarówno na niemieckich, jak i polskich klientów. Tego typu nastawienie niepokoiło niemieckich nacjonalistów, którzy w piśmie do burmistrza Swarzędza z 22 grudnia 1908 r. stwierdzali wprost, że wchodzenie z Polakami w jakiekolwiek związki może wpłynąć na wysokość udzielonej pożyczki. Burmistrz w odpowiedzi nie pozostawił złudzeń, jakie znaczenie dla miejscowych Niemców ma utrzymanie interesu nad jeziorem w rękach dotychczasowego właściciela, sugerując spuszczenie grubej kurtyny na wszelkie negatywne opinie o Hermannie Marco. W piśmie do Berlina wyjaśniał: „niebezpieczeństwo przejścia w polskie ręce pięknie położonego i wyposażonego w przestronną salę założenia ogrodowego jest naprawdę duże, gdyż Polacy podejmują ogromne wysiłki nabycia w pobliżu Poznania sali, w której mogliby odbywać zebrania w języku polskim. Zebrania takie, zgodnie z najnowszą ustawą o stowarzyszeniach, mogą jeszcze odbywać się, z powoduprzeważającej ludności polskiej, w okolicach Poznania, w samym  Poznaniu jednak już nie. Poprzez utratę restauracji Marco sprawa niemiecka w Swarzędzu i okolicy może zostać narażona na ogromne niebezpieczeństwo, gdyż niemieckie stowarzyszenia i liczni niemieccy chłopi oraz osadnicy zostaną pozbawieni znakomitego miejsca spotkań”. 

W piśmie z 14 stycznia 1909 r. Ostmarken-Verein oznajmił, że jest w stanie udzielić pożyczki w wysokości 6000 marek pod warunkiem, że brakujące 3000 dorzuci jeszcze Prezydent Regencji.


 

W sprawę wmieszał się jeszcze po drodze właściciel gospodarstwa rolnego Gersten Korn z Kobylegopola, dając zapewne dotychczasowym właścicielom jakieś dodatkowe gwarancje finansowe. Wszystko wskazuje więc na to, że młody Marco otrzymał pożyczkę w żądanej wysokości. Nie zmieniło to jednak stosunku właściciela do klienteli polskiej, gdyż już w 1910 r. w gościnnych murach restauracji Marco odbył się zjazd V okręgu Związku Kół Śpiewackich Polskich. Sprawa ta pokazuje, że interesy niemieckie w Swarzędzu były przez Hakatę na bieżąco monitorowane i wspierane, przy dużym zaangażowaniu czynników rządowych. Inną wartą wzmianki była akcja utrzymania w niemieckich rękach Hotelu Goerlta po śmierci właściciela, zapewne na początku 1906 r. Hotel ten był twierdzą niemieckiego nacjonalizmu w Swarzędzu, tutaj odbywały się niemal wszystkie antypolskie imprezy, tutaj padały najostrzejsze słowa przeciwko polskim współobywatelom. Nic więc dziwnego, że wobec perspektywy jego utraty Niemcy uderzyli we wszystkie dzwony. Pomimo prowadzonej intensywnie przez miejscowe środowisko niemieckie akcji agitacyjnej, za cenę żądaną przez wdowę Louise Goerlt żaden Niemiec hotelu nie chciał kupić. Znaleźli się natomiast chętni Polacy, z którymi właścicielka, nie bacząc na przewracającego się w grobie męża, rozpoczęła już wstępne pertraktacje. W marcu 1906 r., pomimo zainteresowania się sprawą Prezydenta Regencji, hotel cały czas nie miał nowego właściciela, ponieważ – jak pisał burmistrz Hoppmann – „cena sprzedaży jest zbyt wysoka”. „Jeśli Hotel Goerlta przejdzie w polskie ręce – konkludował tenże – nie pozostanie nic innego, jak tylkourządzić w Swarzędzu niemiecki dom związkowy (Vereinshaus) lub też zakupić gospodę Marco i przekształcić ją w budowlę w tym typie”. Hotel Goerlta w polskie ręce jednak ostatecznie nie przeszedł, bo jeszcze 29 lipca 1909 r. burmistrz Franz Peters zwracał uwagę na trudne warunki finansowe wdowy Goerlt, sugerując, że może ona sprzedać hotel Polakowi, jeśli nie otrzyma wsparcia finansowego. Szczegóły dalszego biegu tej sprawy nie są na razie znane, w każdym razie Hotel Goerlta znajdował się w niemieckich rękach jeszcze w okresie I wojny światowej.

Hakata w Swarzędzu, podobnie jak w innych miastach Rzeszy, kładła duży nacisk na uroczyste obchodzenie wszelkich patriotycznych rocznic, będących okazją do manifestacji narodowej jedności przeciwko żywiołowi polskiemu. Z punktu widzenia niemieckiego prawdziwie „patriotycznym” nazwać można rok 1913, gdyż zbiegły się wówczas dwie znaczące rocznice: 25-lecie panowania cesarza Wilhelma II oraz 100-lecie rozpoczęcia tzw. wojny wyzwoleńczej (1813‑1815), która doprowadziła do Kongresu wiedeńskiego, w wyniku którego nastąpiło włączenie do Prus m.in. Wielkopolski.

Zakres i rozmach uroczystości poświęconych tym rocznicom, przygotowywanych przez władze rządowe, prowincjonalne, regencyjne, powiatowe, miejskie oraz różnego rodzaju związki i stowarzyszenia, był niezwykle szeroki. W obchody aktywnie włączyła się oczywiście Hakata, dla której tak bogaty w doniosłe rocznice rok stał się okazją do szeroko zakrojonej promocji. W historii Ortsgruppe Schwersenz rok ten był, jak się wydaje, szczególnie ważny. Dnia 10 lutego odbyło się w Hotelu Goerlta zebranie wyborcze, w którym licznie udział wzięli nowo przybyli do Swarzędza członkowieHeimstättengenossenschaft (Towarzystwa Domów Rodzinnych). Do zarządu wybrani zostali: redaktor Fritz Brand (przewodniczący), lekarz powiatowy Guttwein (zastępca przewodniczącego), kantor Werner (sekretarz), nauczyciel Landgraf (kasjer) oraz nauczyciel Broh, mistrz stolarski Rann i komisarz obwodu, kapitan swarzędzkiej Landwehry, Reymann (jako członkowie) – ten ostatni zresztą nie na długo, gdyż 1 lipca odwołany został ze Swarzędza po dziesięcioletniej działalności urzędowej. Na zebraniu obecny był także całkowicie oddany hakatystycznej sprawie burmistrz Adolf Sperling, który zaproponował, aby odtąd zebrania grupy miejscowej odbywały się co miesiąc (z czego wynika, że wcześniej nie było ustalonych regularnych terminów) oraz aby corocznie święcić przez uroczysty komers urodziny Ottona von Bismarck (1815-1898), postaci dla Hakaty bez wątpienia kultowej, co spotkało się z żywą aprobatą zgromadzonych. Następnie wystąpił sekretarz Ostmarken-Verein z Poznania Fritz Vosberg, przemawiając na temat polskich ruchów kobiecych. Po nim pałeczkę przejął Fritz Brand, dając wykład pt. „Czego uczy nas ruch polskich kobiet?” Na zakończenie ponownie wystąpił Vosberg, przybliżając cele i zadania Hakaty, jak również odpowiadając na pytania zgromadzonych. Do związku przystąpiło wówczas około 20 osób, wydaje się więc, że ostatnie lata przed wybuchem wojny to dla swarzędzkiej Hakaty okres największej prosperity.

Zapowiedziany w lutym 1913 r. pierwszy swarzędzki Bismarckkommers miał miejsce 31 marca („żelazny kanclerz” urodził się 1 kwietnia) i rozpoczął się o 19.30 defiladą towarzystw niemieckich. Jak donosił „Posener Tageblatt”, pochód wyruszył spod Hotelu Goerlta. 

Na jego czele postępowali gimnastycy z Deutsche Männer-Turnverein(Niemieckiego Związku Gminastycznego Męskiego) i kapela 47. Pułku piechoty (Infanterie-Reg. No 47) pod batutą dyrygenta Berdiena. Następnie szli:Landwehrverein (Związek Obrony Kraju), pozostali członkowie Deutsche Männer-TurnvereinSchützengilde (Bractwo Kurkowe), Deutsche Männergesangverein(Niemiecki Związek Śpiewaczy Męski), Deutsche Heimstättengenossenschaft(Niemieckie Towarzystwo Domów Rodzinnych), Lehrerverein (Związek Nauczycieli), Jüdische Literaturverein (Żydowski Związek Literatury),Landwirtschaftliche Verein (Związek Rolniczy), Ostmarkenverein iRadfahrerverein (Towarzystwo Cyklistów). Swarzędzcy nacjonaliści kroczyli udekorowanymi flagami ulicami (Kórnicką, Dworcową, następnie obecnym placem Niezłomnych i Rynkiem), flankowani pochodniami, które nieśli członkowie komanda dowodzonego przez kapitana miejscowej Landwehry Reymanna. Pochód skończył się na rynku, gdzie przygotowano wysoki stos drewna do rozpalenia „Ognia Bismarcka” (Bismarck-Feuer). Wszystkie obecne w paradzie stowarzyszenia ustawiły się wokół i przy dźwiękach pieśni „Deutschland, Deutschland über alles” rozniecono ogień. W takiej scenerii przemówił przewodniczący Ostmarkenverein Ortsgruppe Schwersenz Fritz Brand, naświetlając znaczenie komersów bismarckowskich i wznosząc trzykrotny okrzyk na cześć cesarza. Wrzucenie pochodni do palącego się stosu przy dźwiękach hymnu narodowego, a następnie wspólna modlitwa, zakończyły plenerową część imprezy. O godzinie 20.30 wszyscy udali się do Hotelu Goerlta, gdzie udekorowani zostali ozdobną szarfą, każdy otrzymał także śpiewnik W komersie właściwym udział brało, według doniesień prasy, około 200 osób. Scena udekorowana została kwiatami, pośród których wstawiono portret Bismarcka. Spotkanie otworzył burmistrz Adolf Sperling, który w uroczystych, starannie dobranych słowach przedstawił postać „żelaznego kanclerza”, jego dokonania na tle czasów, w których przyszło mu działać, wyraził też nadzieję na pojawienie się „nowego Bismarcka” w obecnych trudnych czasach. Następnie koncert pieśni patriotycznych dało Towarzystwo Śpiewacze Męskie pod kierownictwem kantora Roberta Wernera. Kiedy umilkły oklaski, okrzyk na cześć cesarza wzniósł wiceprzewodniczący swarzędzkiej Hakaty dr Guttwein, uroczystą przemowę (Festrede) wygłosił natomiast Fritz Brand, skupiając się na postaci Bismarcka. Następnie Towarzystwo Gimnastyczne przedstawiło układy grupowe, po czym kupiec Lemke wzniósł okrzyk na cześć Branda. Po części oficjalnej nastąpiła ta bardziej „luźna”, wypełniona toastami, koncertami skrzypcowymi i pieśniami. „Cała impreza – jak podkreślano w prasie – powinna przyczynić się do ukształtowania silnego poczucia niemieckości miasta”. I niewątpliwie przyczyniła się, antagonizując jeszcze bardziej swarzędzką społeczność. Ostmarkenverein nie tylko wspierał różne niemieckie stowarzyszenia, ale także miał swoje własne. Mowa o Musikverein (Towarzystwie Muzycznym) Deutsche Treue („Niemiecka Wierność”). Organizacja ta powstała najprawdopodobniej w kwietniu lub maju 1905 r., a pierwsza informacja o niej pojawiła się w jednym z sierpniowych numerów „Posener Tageblatt”. Przewodniczącym Towarzystwa został swarzędzki przedsiębiorca budowlany Herms. Na zebrania, które odbywały się raz w miesiącu, wstęp mogli mieć tylko Niemcy, a do szeregów towarzystwa rekrutowani byli wyłącznie członkowie Ostmarkenverein, głównie rzemieślnicy i synowie osadników. Zachowała się informacja, że 6 sierpnia 1905 r. Towarzystwo Muzyczne zorganizowało w Gowarzewie Święto Lata (Sommervergnügen), na którym mowę wygłosił starszy nauczyciel (Oberlehrer) Braune z Poznania, przekonując zebranych o odwiecznej niemieckości Poznańskiego.

Następnie miały miejsce okrzyki na cześć cesarza, odśpiewanie hymnu i marsz z pochodniami połączony z fajerwerkami, a spotkanie zakończyła część rozrywkowa z tańcami do białego rana.

Tego typu imprez, obliczonych przede wszystkim na zintegrowanie pochodzących z różnych stron kolonistów, organizowano zapewne stosunkowo dużo. Towarzystwo Deutsche Treue było więc przybudówką Hakaty, jej „śpiewającym ramieniem”, przy czym trudno powiedzieć dlaczego oczekiwań skrajnych nacjonalistów w tym względzie nie zaspokajała wyraźna atencja, jaką okazywała im działająca w Swarzędzu grupa miejscowa niemieckiego Związku Śpiewaczego Męskiego (Männergesangverein), której przewodził nie kto inny, jak kantor Robert Werner – czołowy swarzędzki hakatysta. Po wybuchu I wojny światowej, pomimo coraz mniej sprzyjających warunków zewnętrznych, działalność Hakaty trwała nadal. Trudno powiedzieć obecnie coś więcej na temat owej działalności, być może dalsze badania rozświetlą nieco ten temat. W każdym razie świętowano nadal różne niemieckie uroczystości, w tym komersy bismarckowskie, jednak już nie tak wystawnie, jak w okresie pokoju. Stosunkowo obszerny opis takiego spotkania w Niedzielę Palmową (2 kwietnia) 1915 r. zamieścił „Posener Tageblatt”. Zrezygnowano teraz z części plenerowej, zbierając się od razu w sali Hotelu Goerlta. W pierwszych rzędach – pod czujnym okiem Bismarcka spoglądającego z portretu autorstwa znanego niemieckiego malarza-realisty Franza von Lenbach – siedzieli zasłużeni wojskowi, w tym bohater swarzędzki, kapitan Höfig, dowódca kompanii batalionu „Schroda”, który za zasługi wojenne podczas bitwy zimowej na Mazurach otrzymał Krzyż Żelazny Pierwszej Klasy. Pojawił się także sekretarz generalny Hakaty z Poznania Fritz Vosberg. Po odśpiewaniu patriotycznych pieśni, okrzyk na cześć cesarza wzniósł burmistrz Sperling, który przebywał akurat w Swarzędzu na rekonwalescencji po tym, jak podczas walki na froncie wschodnim otrzymał postrzał w głowę (odznaczony Krzyżem Żelaznym Drugiej Klasy). Następnie rozpoczęła się część artystyczna. Panna Meta Margis z Poznania wykonała utwór „Kreuzzug” Schuberta z towarzyszeniem na fortepianie panny Lange z Poznania. Z mową poświęconą Bismarckowi wystąpił przewodniczący swarzędzkiej Hakaty Fritz Brand, przy okazji nie zostawiając suchej nitki na Anglii. Pozostając w tym samym duchu, pani Lina Starke z Poznania zadeklamowała dwa wiersze poświęcone nienawiści Niemiec do Anglii (!). Następnie kilkakrotnie pokaz swoich możliwości wokalnych dała ponownie panna Margis, wykonano kilka wierszy, a wspólne odśpiewanie „Deutschland, Deutschland über alles” zakończyło imprezę.

Wspominając działalność Hakaty w okresie wojny nie można pominąć epizodu, w którym – jak można przypuszczać – odegrała ona główną rolę. W miesiąc po opisanym wyżej komersie bismarckowskim znajdujemy na łamach „Posener Tageblatt” następującą informację: „Włodarze naszego miasta [sc. Swarzędza – WG] postanowili, aby szefowi sztabu generalnego armii na wschodzie, ekscelencji Ludendorffowi, który urodził się w zaledwie 3 km od Swarzędza leżącym majątku rycerskim Kruszewnia, nadać godność obywatela honorowego i aby prowadzącą do Kruszewni ulicę Kórnicką odtąd nazywać ulicą Ludendorffa”. Decyzję zakomunikowano generałowi w wiernopoddańczym piśmie podpisanym przez burmistrza Adolfa Sperlinga. Zgodę na tę propozycję wyraził Ludendorff w piśmie z 5 maja, serdecznie dziękując za tak znaczące wyróżnienie jego osoby. Chociaż w prasie jako ojców tej inicjatywy podano członków Magistratu i Rady Miejskiej (przy okazji dowiadujemy się, że propozycja przeszła jednogłośnie), to jednak biorąc pod uwagę ścisłe powiązania urzędników miejskich (z burmistrzem na czele) z Hakatą, za właściwych inspiratorów, a na pewno gorących orędowników sprawy uznać można właśnie aktywistów Związku Kresów Wschodnich. Generał Erich Ludendorff – chodzący wówczas w glorii chwały zwycięzcy spod Tannenbergu – był dla Hakaty postacią szczególną. Jako zdeklarowany sympatyk tej organizacji (później wszedł nawet do jej zarządu), należał do zwolenników „twardego kursu” wobec Polaków, a swoimi poglądami w kwestii wschodniej wpisywał się w główną linię działań niemieckich nacjonalistów. Nic więc dziwnego, że został on pierwszym znanym obywatelem honorowym Swarzędza – miasteczka, którego władze zdominowane były przez zwolenników Hakaty.

W nowo powstałym państwie polskim nie było oczywiście miejsca dla skrajnie nacjonalistycznych idei i pomysłów lansowanych przez Ostmarkenverein. Zapewne jego co bardziej aktywni członkowie i sympatycy – jak działo się to powszechnie w innych miastach przechodzących pod polską administrację – opuścili miejsce dotychczasowego zamieszkania, przenosząc się dalej na zachód, w związku z czym organizacja uległa samorzutnemu rozwiązaniu. Nie udało mi się natrafić na żadne dokumenty ani doniesienia prasowe, które oświetliłyby ostatnie dni swarzędzkiej Hakaty, trudno zatem snuć tutaj dalsze przypuszczenia. Podsumowując działalność Związku Kresów Wschodnich w Swarzędzu można natomiast powiedzieć, że jego aktywność – uwzględniając zachowane do dzisiaj źródła – nie wybiegała w jakiś szczególny sposób poza to, co robiły inne oddziały tej organizacji w miasteczkach sąsiednich. PoczynaniaOrtsgruppe były całkowicie zgodne z linią wytyczoną przez Zarząd Główny, a inicjatywy kreowane „na górze” znajdowały szybki oddźwięk w terenie.

Działalność Ostmarkenverein, szczególnie intensywna w ostatnich latach administracji pruskiej, wpływała na niemal cały niemiecki ruch stowarzyszeniowy w Swarzędzu i inspirowała wiele antypolskich inicjatyw, stanowiąc jedną z najczarniejszych kart w – i tak niełatwych – stosunkach polsko-niemieckich pod pruskim zaborem.

 

 

Źródło: Zeszyty swarzędzkie 2011  <-- KLIKNIJ TUTAJ

 

 

 

logo

Odwiedza nas 5 gości oraz 0 użytkowników.


Copyright © 2013. All Rights Reserved.