Jar – przyrodniczo-kulturowa osobliwość ziemi swarzędzkiej
AUTOR:ANTONI KOBZA
Na Wysoczyźnie Gnieźnieńskiej, niedaleko Swarzędza, jest takie miejsce, które budzi zainteresowanie i jednocześnie pewien niepokój.
Ukształtowanie terenu, ziemia, nieruchome drzewa i krzewy oraz niczym nie zmącona cisza, składają się na swoistą atmosferę tego miejsca. Najczęściej, co wrażliwsi, przypadkowi turyści szybko stąd odchodzą, spłoszeni dziwnym nastrojem otoczenia, a tylko nieliczni starają się poznać jego źródła.
Jar pod Uzarzewem – bo o nim tu mowa – charakteryzują strome, porośnięte lasem zbocza i znaczna głębokość. Ma półtora kilometra długości, a różnica między krawędzią skarpy i jego dnem dochodzi do około 20 m. Położony jest w pobliżu Katarzynek, na zachód od Uzarzewa i łączy się swym południowym krańcem z innym mniejszym jarem oraz z szeroką w tym miejscu doliną Cybiny. Przysiółek Katarzynki znajduje się więc w widłach dwóch jarów.
Interesujący nas Jar jest jedyną w swoim rodzaju osobliwością przyrodniczo kulturową w Wielkopolsce, tak bezwzględnie traktowaną przez ludzi, ale… jeszcze jest, jeszcze intryguje, a nawet zachwyca…
POCHODZENIE
Jar jest głęboko wciętą w teren dolinką erozji wodnolodowcowej i prawdopodobnie śladem po rwącym potoku z topniejącego lodu spływającego w kierunku doliny Cybiny podczas ostatniego, północnopolskiego zlodowacenia (zlodowacenie bałtyckie). Potem znajdowało się tu zapewne wąskie jezioro rynnowe, którego wody od południa zamknął, być może, materiał niesiony przez potok osadzony u jego ujścia lub późniejsze niewielkie osuwisko z jednej ze skarp. W ten sposób powstała naturalna grobla, widoczna po wycofaniu się lodowca i obniżeniu poziomu wód powierzchniowych. Wykorzystywali ją ludzie, podsypując i poszerzając w celu przeprowadzenia przeprawy przez bagna na drodze Uzarzewo – Kobylnica. Obecnie w jarze na dnie widoczne są pozostałości jeziora w postaci kilku bajor, które powiększają się podczas długotrwałych opadów deszczu, a w okresach suszy prawie całkowicie zanikają. Największe i najgłębsze znajduje się w pobliżu północnej strony nasypu linii kolejowej Poznań-Gniezno, przecinającej Jar z zachodu na wschód. Coraz płytsza dolinka kończy się około sto metrów na północ od przecinającej ją drogi Poznań-Gniezno. Kilkadziesiąt metrów dalej zaczyna się następne zagłębienie w gruncie, przekształcające się w krętą, malowniczą dolinkę, która zamyka Kobylnicę od północy. Jest znacznie dłuższa, ale płytsza od Jaru pod Uzarzewem. Prowadzi do miejsca, gdzie przecina ją droga Kobylnica-Wierzenica/Wierzonka, za którą się zwęża i pogłębia, aby północnym krańcem połączyć się z doliną rzeki Głównej.
Cały Jar oraz dolina Cybiny ze względu na bogatą roślinność i faunę jest terenem o wielkich walorach przyrodniczych, a także widokowych, które powinny być chronione prawem.
Wiele gatunków roślin i zwierząt, które tu występują, należy do gatunków rzadkich, a niektórym nawet grozi całkowite wyginięcie. Dlatego umieszczono je w „czerwonej księdze gatunków zagrożonych”. Podobnie jak w okolicy Starej Górki, tak i na tym odcinku doliny Cybiny, z którym łączy się Jar, występują na przykład najlepiej wykształcone łęgi oraz szuwary wielkoturzycowe. Wśród bujnej roślinności porastającej dolinę i Jar można spotkać padalca, „żabę zieloną”, grzebiuszkę ziemną, kumaka nizinnego oraz rzekotkę drzewną. Wszystkie wymienione zwierzęta znajdują się pod ochroną.
DAWNO TEMU…
Ślady najdawniejszej obecności ludzi na tym terenie sięgają paleolitu schyłkowego, czyli epoki kamienia łupanego (kultura świderska). Znaleziono tu także fragmenty ceramiki z wczesnego neolitu, będące wytworami kultury pucharów lejkowatych oraz kultur starożytnych: łużyckiej, pomorskiej i przeworskiej.
Ponad tysiąc i więcej lat temu, takie właśnie odizolowane od reszty otoczenia miejsca, wybierano najczęściej na praktykowanie różnych obrzędów religijnych. Niedostępne, strome zbocza i mokradła na dnie, odosobnienie i cisza, kojarzyły się z duchami i istotami z innego świata. Tu składano bogom ofiary, a w pobliżu chowano zmarłych.
W czasach starożytnych bezpośrednie okolice Jaru były rozległym cmentarzyskiem urnowym oraz miejscem palenia zwłok. Zanim przeprowadzono tu wykopaliska, mieszkańcy pobliskich miejscowości zgłaszali różne starożytne znaleziska. W drugiej połowie XIX wieku Józef Żychliński, właściciel Uzarzewa, podarował TPNP w Poznaniu naczynia z grobu skrzynkowego. Podobnie swarzędzki aptekarz Mielke, który podarował „Historische Gesellschaft fűr die Provinz Posen” urny, także z grobu skrzynkowego – innego, jak należy się domyślać. Trudno dzisiaj wnioskować, jaką kulturę reprezentowały, ponieważ kamienne groby skrzynkowe były obecne w różnych kulturach na przestrzeni około czterech tysiącleci, a niestety, naczynia nie przetrwały do naszych czasów. Nie jest także znane dokładne miejsce ich znalezienia. Wykopaliska archeologiczne na polu przylegającym do jaru, które przeprowadzono jeszcze przed I wojną światową, dały efekt w postaci wielu (kilkudziesięciu) urn i naczyń ofiarnych, przekazanych do muzeum w Poznaniu. Wtedy nie odkryto jednak grobów skrzynkowych. Duża ilość pochówków na rozległym cmentarzu świadczy o tym, że musiał on funkcjonować wiele lat, może nawet parę stuleci. Logika podpowiada, że niedaleko cmentarzyska istniała duża osada, ale jej śladów jeszcze nie odkryto.
Smutny los był udziałem wspomnianych darów oraz wydobytych z ziemi popielnic i towarzyszących im naczyń ofiarnych. Zostały one zagubione, zniszczone bądź rozproszone w okresie II wojny światowej. Aby piwniczne pomieszczenia muzeum (w gmachu przy ul. Seweryna Mielżyńskiego 27/29) uchronić przed zniszczeniem podczas bombardowań i ostrzału artyleryjskiego Poznania w 1945 r., niemieccy żołnierze i personel zatykał np. okna naczyniami pochodzącymi z wykopalisk. Dodajmy, że w piwnicach muzealnych Niemcy urządzili magazyn wojskowego sprzętu i broni. Gwoli sprawiedliwości należy też pamiętać, że jeszcze pod koniec XIX wieku TPNP, z powodu trudności lokalowych, przekazało część zbiorów Muzeum Polskiemu w Rapperswill i Gabinetowi Archeologicznemu Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie, jeszcze przed wpisaniem ich do inwentarza muzealnego. Wśród przekazanych zabytków mogły być także te z terenu ziemi swarzędzkiej.
W CZASACH ŚREDNIOWIECZA I NOWOŻYTNOŚCI…
Znacznie późniejszą metrykę posiadają pozostałości grodziska stożkowatego znajdującego się przy wschodniej krawędzi Jaru. Gródek został założony w XIII wieku jako siedziba rycerska, pełniąca jednocześnie rolę fortecy strzegącej przeprawy przez Cybinę. Do dzisiaj zachował się w dobrym stanie stożek, a ściślej, nieregularny ostrosłup ścięty o wymiarach: wysokość od dna fosy – 5 m, podstawa – 22x22 m, góra – 11x12 m. Grodzisko otaczają resztki fosy oraz dodatkowy wał przed fosą. Jeszcze kilkanaście lat temu znajdowano na szczycie grodziska skorupy gliniane z XIII oraz drobne monety z XVII wieku. Przy zachodniej krawędzi skarpy we wczesnym średniowieczu stał niewielki, drewniany kościół pod wezwaniem św. Katarzyny. Fakt ten także pośrednio dowodzi, że Jar był miejscem kultu pogańskiego, ponieważ właśnie w takich miejscach Kościół stawiał świątynie, aby nie dopuścić do odradzania się pogaństwa.
Pierwsze wzmianki o drugim tytule kościoła w Uzarzewie – św. Katarzyny Panny i Męczenniczki – pochodzą z 1507 r. Nie wiadomo dokładnie, czy już wtedy był to osobny kościół – co jest bardziej prawdopodobne – czy może parafia lub istniejący kościół p.w. św. Michała Archanioła otrzymały ten drugi tytuł (najdawniejsza wzmianka o kościele w Uzarzewie pochodzi z 1391 r.).
Niemniej jednak w 1611 r. drugi kościół na pewno istniał i był na tyle ważny, że w tym właśnie roku nuncjusz Franciszek Simoneta nadał kościołowi św. Katarzyny indult odpustowy, czyli prawo organizowania odpustów. Od tej pory, 25 listopada każdego roku, odbywał się tu wielki odpust gromadzący ludność z bliższej i dalszej okolicy. Istniało przypuszczenie, że w średniowieczu, w tym rejonie funkcjonowały dwie parafie: jedna z kościołem św. Michała Archanioła, któremu patronowali Zarembowie (ówcześni właściciele Uzarzewa), a druga z kościołem św. Katarzyny pod patronatem biskupstwa lub kapituły, które już przed XV wiekiem mogły zostać złączone w jedną.
Znany badacz historii Kościoła w Wielkopolsce. ks. prof. Józef Nowacki zwraca jednak uwagę na brak śladów tego wydarzenia w archiwach, wskazując jednocześnie na istniejące dokumenty podobnej sprawy z 1458 r., kiedy to kapituła rozpatrywała projekt założenia osobnego kościoła parafialnego w Jankowie (dla Jankowa i Góry – wsie będące własnością kapituły), ale ostatecznie do tego nie doszło.
Kościół św. Katarzyny stał na górze zwanej Rajsko i określano to miejsce jako: „święta Katarzyna na Rajsku”. Funkcjonowała również inna nazwa: „kościół w dębinie” (Księgi Grodu Gnieźnieńskiego z 1661 r.), a po wycięciu dębów, miejscowa ludność nazywała to miejsce Olenderkami.
W świątyni znajdowała się słynąca łaskami rzeźba św. Katarzyny ozdobiona srebrną koszulką, koroną i atrybutami męczeństwa (m. in. mieczykiem) – cel pielgrzymek okolicznej ludności.
Dzięki dawnemu proboszczowi Uzarzewa, ks. Maciejowi Plucińskiemu znane są przykłady cudownych uzdrowień, spisane przez niego w 1758 r. i przytaczane znacznie później w Kronice Parafii przez ks. prałata Stefana Beiserta, proboszcza w latach 1909-1967. Tak na przykład znany był przypadek uzdrowienia kobiety cierpiącej na nieznośne bóle głowy, które nie ustępowały mimo wielu lekarstw zażywanych zgodnie z poleceniami medyków. Pogodzona z myślą, że przyjdzie jej już umrzeć, zapragnęła pomodlić się na ostatek przed cudowną figurą św. Katarzyny. Szła do kościoła pieszo i z każdym krokiem, w miarę jak się do niego zbliżała, ból stawał się mniej dokuczliwy, aż wreszcie przed figurą świętej, całkowicie ustąpił i więcej się nie pojawił. Innym przypadkiem było cudowne ocalenie woźnicy, który wjechał wozem i koniem w pobliskie bagno i pogrążając się w nim, zaczął już tonąć. W ostatniej chwili żarliwie pomodlił się do św. Katarzyny na Rajsku, a wóz przestał się zapadać i po paru szarpnięciach, wyjechał na twarde podłoże. Woźnica przypisał ratunek patronce pobliskiego kościółka, czyli św. Katarzynie.
W 1753 r. podkomorzy poznański i dziedzic Uzarzewa Jakub Działyński kazał rozebrać mocno zniszczony kościółek i postawił nową, w formie krzyża, szachulcową kaplicę pod tym samym wezwaniem. Niestety, niespełna sto lat później, mocno zniszczona została w 1840 r. rozebrana przez ówczesnego właściciela Uzarzewa, Józefa Lipskiego. Kamienie z fundamentów wykorzystano do budowy w 1858 r. nowego pałacu w Uzarzewie, a drewno – do budowy domu dla robotników folwarcznych. Rzeźbę św. Katarzyny przeniesiono do kościoła św. Michała Archanioła. W 1843 r. srebrną koszulkę, koronę oraz inne ozdoby zdemontowano i sprzedano za sumę 149 talarów i 8 szylingów, a pieniądze przeznaczono na konieczny wówczas remont parafialnego kościoła. Obecnie w kościele uzarzewskim nie ma tej rzeźby – być może nie konserwowana rozpadła się ze starości.
Tajemnicza dla niektórych współczesnych regionalistów sprawa rozebrania znanego wcześniej w całej okolicy kościółka, nie doczekała się do dzisiaj zadowalającego ich wyjaśnienia. Najprawdopodobniej, nie ma jednak w tym wydarzeniu żadnej tajemnicy. Właściciel Uzarzewa, na którym spoczywał obowiązek patronatu nad kościołami w jego majątku (czyli ponoszenia wszelkich kosztów związanych z ich utrzymaniem), sam zadecydował o rozbiórce podupadłej i stojącej na uboczu świątyni. Zaważyły tu względy finansowe oraz fakt, że kościół przestał być odwiedzany przez wiernych, co miało związek z urządzeniem obok niego cmentarza dla zmarłych na cholerę w 1830 r. Ludzie obawiali się i unikali takich miejsc. Następnie wokół krzyża postawionego w miejscu rozebranego kościoła, chowano zmarłych na cholerę w czasach jej nawrotów. Prawdopodobnie z tego właśnie powodu miejsce to było rzadko i niechętnie odwiedzane także znacznie później, przez mieszkańców pobliskich wsi, tj. Kobylnicy i Uzarzewa.
WSPÓŁCZESNOŚĆ
Współcześnie niektórym ludziom także zdarzają się na Katarzynkach dziwne przygody. Na przykład w przejeżdżających drogą obok Jaru samochodach nagle gasną światła i wyładowują się samoczynnie akumulatory oraz baterie elektronicznego sprzętu. Ludzie odczuwają dezorientację i zawroty głowy.
Tajemnice Jaru i jego legendę próbowano rozwikłać przy pomocy metod paranaukowych. W numerze 12 „Obserwatora Regionalnego” z 1997 r. znajduje się sprawozdanie z badań przeprowadzonych przez znanego w Poznaniu radiestetę i bioenergoterapeutę. W miejscu, w którym stoi drewniany krzyż, stwierdzono silną radiację, będącą skutkiem nakładania się na siebie dwóch pasm promieniowania geopatycznego, wzmocnioną dodatkowo promieniowaniem, tzw. siatki szwajcarskiej II stopnia. Zdaniem badaczy, krótkotrwałe przebywanie w tym miejscu, jest bardzo korzystne. Ludzie odczuwają tu wyciszenie i uspokojenie. Dłuższe przebywanie w takich miejscach może być jednak dla człowieka szkodliwe, bowiem mogą pojawić się wizje i omamy. W samym Jarze natomiast stwierdzono radiację pochodzenia mineralnego i podejrzewano, że głęboko pod jego dnem znajdują się rudy żelaza oraz gorące źródła.
Człowiek – co zrozumiałe – stale ingerował w środowisko, w którym żył. Nie inaczej było w przypadku Jaru, którego otoczenie i on sam były wielokrotnie zmieniane przez żyjących w pobliżu ludzi. Miało to miejsce już w czasach starożytnych, z których pochodzi wspomniane cmentarzysko ciałopalne.
Budowa grodu obronnego na wschodniej skarpie Jaru we wczesnym średniowieczu, wymagającego znacznej ilości ziemi i kamieni, także nie była bez znaczenia dla wyglądu tego fragmentu Jaru i jego najbliższego otoczenia.
Ponadto na dnie Jaru w jego południowej części (między nasypem kolejowym, a wylotem) widoczne są wyraźne pozostałości starych grobli, które miały prawdopodobnie zamykać i spiętrzać wodę. Dzieliły one Jar przy dnie – razem z groblą/drogą u wylotu Jaru – na trzy części, tworząc tym samym trzy sztuczne zbiorniki, w których zapewne hodowano ryby.
Nieodparcie nasuwa się spostrzeżenie, że ludzie od zawsze, zgodnie z technicznymi możliwościami swoich czasów, zmieniali otoczenie Jaru.
Najmocniej zaznaczyły się ingerencje w czasach najnowszych. Jar przecięły w poprzek: szeroka asfaltowa szosa (w miejscu istniejącego od dawna starego, bitego traktu) Poznań-Gniezno, linia kolejowa relacji Poznań-Bydgoszcz oraz rura wodociągu z Promienka do stacji uzdatniania wody w Gruszczynie. Podczas realizacji tej ostatniej inwestycji u schyłku „dekady gierkowskiej” południowa część Jaru została poważnie i nieodwracalnie zniszczona poprzez obniżenie szczególnie południowo-zachodniej skarpy Jaru i przeprowadzenie wzdłuż rurociągu technicznej drogi. Została ona poprowadzona od wylotu Jaru, wzdłuż jego zachodniej skarpy aż do rurociągu, gdzie skręca na wschód i równolegle z „rurą” przecina Jar. Koszmarny rurociąg wychodzi z jednej strony, biegnie w poprzek Jaru około półtora metra nad ziemią i wchodzi w przeciwległe zbocze. Droga została zrobiona na sztucznym nasypie z ziemi pochodzącej ze skarp Jaru, które zostały przez to mocno złagodzone i obniżone.
W celu utwardzenia powierzchni na całej długości wyłożono ją żelbetowymi płytami. Przyroda tylko częściowo odzyskuje te miejsca zarastając je trawą i krzewami. Na terenie przylegającym do Jaru od południa w końcu lat dziewięćdziesiątych XX wieku rozbudowano skrzyżowanie drogi Kobylnica, Katarzynki-Uzarzewo z drogą Gruszczyn-Uzarzewo oraz drogą dojazdową do nowo powstałej drukarni. W związku z tym krajobraz terenu uległ tu całkowitemu, niekorzystnemu przekształceniu.
Znowu, jak zwykle, co wygodne dla ludzi, dla środowiska naturalnego okazało się zabójcze – wystarczy spojrzeć na piaszczysto-żwirowe, gołe i martwe, rozległe i brzydkie skarpy oraz głębokie rowy, w rejonie tego skrzyżowania.
Dopiero teraz częściowo zarastają roślinnością, która litościwie kryje niepożądane efekty działalności ludzkiej.
To tylko najważniejsze działania ludzi szpecących i niszczących piękny zakątek. Tajemniczy Jar stał się przez to mniej intrygujący i jakby uboższy.
Na zakończenie warto sobie uświadomić i powtórzyć za śp. Zbigniewem Stanisławskim, działaczem Polskiego Klubu Ekologicznego i członkiem Klubu Swarzędzan, że takich miejsc – szczególnie w naszej gminie – jest coraz mniej i trzeba je chronić dla nas i naszych następców. Zasługują na to zwłaszcza miejsca, które łączą w sobie walory krajobrazu i przyrody z pamiątkami po bogatej historii ziemi swarzędzkiej, niezasobnej – bądźmy szczerzy – ani w zabytki, ani w szczególnie urokliwe zakątki.
Źródło: Zeszyty swarzędzkie 2010 <--KLIKNIJ TUTAJ