Morderstwo w Swarzędzu
AUTOR: KRZYSZTOF SMURA
W lipcową niedzielę 1932 roku potworna zbrodnia wstrząsnęła mieszkańcami podpoznańskiego Swarzędza. Jej ofiarą padła 69-letnia Henryka Szuman z powszechnie szanowanej rodziny, córka wieloletniego prezesa Koła Polskiego w Berlinie, dr. Henryka Szumana. Dramat rozegrał się w parterowym domu przy Starym Rynku 5.
Pani z dobrego domu
Henryka kształciła się w pensji pani Danysz i mieszkała na stancji przy ulicy Zielonej w Poznaniu. Naukę kontynuowała w szkole Czartoryskich w Paryżu. Podróżowała również po Włoszech. Po powrocie udzielała prywatnych lekcji. Malowała, a nawet posiadała własne atelier. Rodzina od 1909 roku mieszkała w Swarzędzu przy ulicy Rynek 5. W 1910 roku zmarł jej ojciec - wielce zasłużony patriota i twórca pamiętników. Pięć lat później umarła jej matka. Od tego czasu Henryka Szuman żyła sama w swarzędzkim domu.
Tuż przed tragiczną śmiercią Henryka mieszkała w dwóch pokojach, a utrzymywała się z wynajmu dwóch innych lokali w Swarzędzu. W ostatnią niedzielę swojego życia, tuż przed godz. 9 zamknęła za sobą drzwi i poszła na mszę świętą do pobliskiego kościoła. Wróciła po godzinie.
Jak się później okazało, w czasie jej nieobecności do mieszkania zakradł się niejaki Wdowiak - 21-latek z posesji sąsiadującej z domem Szumanówny.
Gdy kobieta zaczęła przygotowywać obiad, zaatakował ją od tyłu i rzucił na łóżko. Bezbronną okładał pięściami żądając gotówki. Gdy to nie pomogło, przyłożył jej nóż do gardła, po czym kilkakrotnie pchnął.
Bandyta miał pecha
Wdowiak miał jednak pecha, co z radością odnotowały ówczesne gazety. Tuż po dokonaniu zbrodni, do domu przy Starym Rynku 5 zapukała 13-letnia Helenka Kujawianka.
Dziewczyna została przysłana przez matkę (wówczas służącą Szumanówny), aby pomóc gospodyni w przyrządzaniu obiadu. To ona zobaczyła przez zamknięte okno młodego Wdowiaka i zaczęła krzyczeć, że w domu jest złodziej.
Krótko po wszczęciu alarmu na miejscu zjawił się przodownik Małecki, który był wówczas zastępcą komendanta miejscowego posterunku policji. To on w towarzystwie ojca Helenki - Michała Kujawy, nie wiedząc jeszcze, że w mieszkaniu doszło do zbrodni przecisnęli się przez niewielkie okienko i weszli do środka. We wnętrzu mieszkania zauważyli leżące na tapczanie zwłoki Henryki Szumanówny. Nie było jednak nigdzie zabójcy.
Ukryty w skrzyni
Dopiero spostrzegawczość wyposażonego w rewolwer przodownika Małeckiego pozwoliła odkryć, że morderca ukrył się w drewnianej skrzyni. Warto odnotować krótki dialog z jednej z gazet.
- Coś zrobił?! - pytali obaj.
- Zabiłem - odpowiedział spokojnie Wdowiak bez śladu najmniejszego wzruszenia.
Jak wykazało prowadzone wówczas śledztwo, zabójca był znany policji jako notoryczny złodziej. On sam tłumaczył, że wcześniej ukradł kwiaty z ogrodu Szumanówny i w niedzielny ranek przyszedł za to przeprosić. Kobieta ponoć nie dała się ugłaskać, co doprowadziło mordercę do szewskiej pasji i koniec końców postanowił ją zabić.
Sąd doraźny skazał Wdowiaka na śmierć. Wówczas nikt się nie patyczkował i był to jedyny możliwy wyrok za zbrodnię.
W pogrzebie Henryki Szuman wzięły udział tysiące ludzi.
- Pochowano ją w rodzinnym grobowcu przy kościele świętego Marcina w Swarzędzu - wspominał Jerzy Szuman. - Spoczęła obok rodziców. W czasie ostatniej wojny okupant wysadził grobowiec w powietrze. Chciał zatrzeć ślad po Henryku Szumanie. W ten sposób zniszczył całe mauzoleum. Dziś została tu tylko tabliczka z przypomnieniem tego faktu i osób, jakie tu spoczywały.
Źródło: wielkopolskie.naszemiasto.pl
Strajk dzieci swarzędzkich 1906-1907
AUTOR: Sandra Reśkiewicz
Strajk dzieci swarzędzkich - strajk uczniów katolickiej szkoły elementarnej w Swarzędzu, który miał miejsce w latach 1906-1907. Był aktem sprzeciwu skierowanym wobec procesu germanizacji polskich szkół, wywołany zakazem używania języka polskiego na lekcjach religii w szkołach ludowych w Poznańskiem i na Pomorzu.
Przyczyny:
W Swarzędzu bezpośrednią przyczyną buntu była odmowa wydana przez władze pruskie, odnosząca się do wniosku dorosłych, którzy postulowali o wydanie zezwolenia na nauczanie pisania i czytania w języku polskim.
Przebieg strajku:
23 października 1906 roku w elementarnej szkole katolickiej przy ul. Zamkowej wybuchł strajk. Uczniowie odmówili nauki w zajęciach prowadzonych w języku niemieckim. Dziennie strajkowało od 50 do 120 dzieci, po kilku lub kilkunastu z każdej klasy. Kilkuletni bohaterowie strajku gromadzili się na cmentarzu przy kościele pw. św. Marcina razem z Janem Zaporowskim, który był jednym z organizatorów strajku. Jako że pełnił funkcję organisty w kościele św. Marcina, pod pozorem nauczania pieśni religijnych oraz odmawianych modlitw, uczył dzieci języka polskiego. Podobnie jak w całej Wielkopolsce, tak i w Swarzędzu władze pruskie zareagowały represjami wobec strajkujących. Uczniów po zakończeniu planowanych lekcji pozostawiano na tzw. lekcjach aresztu, których zorganizowano w sumie 375 godzin, zamiast pozdrowienia katolickiego wprowadzono świeckie a lekcje religii zastąpiono dodatkowymi godzinami niemieckiego, matematyki i historii. Nie udzielano promocji do następnych klas oraz nie zwalniano ze szkoły osób, które ukończyły 14 rok życia. Wobec rodziców stosowano natomiast dotkliwe kary sądowe.
Upamiętnienia:
11 listopada 2007 roku przy kościele pw. św. Marcina Biskupa odsłonięto granitową tablicę upamiętniają patriotyczną postawę swarzędzkich dzieci sprzed 110 lat. Jego wykonawcą jest Waldemar Dębosz z Paczkowa. Warto dodać, że pamięć o bohaterskim strajku uczniów została przywrócona dzięki staraniom śp. Floriana Fiedlera wraz z członkami Towarzystwa Miłośników Ziemi Swarzędzkiej.
Bibliografia:
1. Kurier Poznański, 26.10.1906 r., nr 32-22/26.
2. Tygodnik Swarzędzki R. 2007.
3. „Dzieje Swarzędza 1638-1988”, pod red. Stanisława Nawrockiego, Poznań 1998.
4. Ludwik Gomolec, „Strajki szkolne w Poznańskiem w latach 1901-1907”, Poznań 1956.
5. Mieczysław Jabczyński, „Walka dziatwy szkolnej z pruską szkołą”, Poznań 1930.
Mleczarnia swarzędzka przy ul. Poznańskiej
AUTOR: JAROSŁAW KOWALSKI
W swoim kolejnym artykule, ukazującym architekturę Swarzędza, która utraciła swój niegdysiejszy blask, chciałbym zająć się budynkiem dawnej swarzędzkiej mleczarni. Obiekt ten mocno już zniszczony stoi przy głównej drodze przebiegającej przez Swarzędz, noszącej nr 92 (do niedawna trasa A2, a jeszcze wcześniej E-8). Dziś nikt nie zwraca już na niego uwagi, także z tego powodu, że produkty, które kiedyś tam wytwarzano kupujemy bezpośrednio w sklepie. Jednak w czasach, gdy budynek powstawał, był ważnym obiektem, tutaj bowiem mieszkańcy zaopatrywali się w podstawowe produkty mleczne.
Jak wspomina Czesław Krych, pierwsza mleczarnia w Swarzędzu znajdowała się na rogu ulic Piaski i Kilińskiego, naprzeciw budynku poczty. Nową niemiecką mleczarnię spółdzielczą założono w 1906 r. i należało do niej początkowo 52, a w 1913 r. – już 89 członków. W pierwszym roku jej obrót wyniósł 73600, a w ostatnim 120000 marek. Kolejna wzmianka o opisywanym obiekcie pochodzi z czasów II Rzeczpospolitej, z której dowiadujemy się, że mleczarnia była własnością Towarzystwa Akcyjnego, a kierował nią właściciel swarzędzkiej krochmalni Klunder. Zakład produkował w 1923 r. 180 ton płatków kartoflanych i wyroby mleczarskie. W następnych latach mleczarnia systematycznie zwiększała swoją produkcję. W czasie II wojny światowej działała pod zarządem niemieckim.
Kilka miesięcy po wyzwoleniu miasta, w dniu 15 lipca 1945 r. założono mleczarnię spółdzielczą, a jej pierwszym prezesem został Władysław Pawlak. Jak napisali w statucie członkowie spółdzielni, jej „celem była produkcja i zbyt nabiału i jaj”. Wybrano także pierwszego kierownika mleczarni – został nim Władysław Kukla, kolejnymi byli: od 1945r. Helena Góralska, od 16. V. 1947 r. Aleksander Kozakowski, od 27. VII. 1947 r. Bronisław Krajewski. Towar do zakładu dostarczano z Gowarzewa, Gruszczyna, Jankowa, Kobylnicy, Kruszewni, Łowęcina, Sarbinowa, Sokolnik i Zalasewa. Ostatecznie decyzją z dnia 27. VII. 1949 r. spółdzielnia swarzędzka RS 557 została przyłączona do poznańskiej spółdzielni mleczarskiej RS 591. Od tego momentu zmiany kierowników mleczarni następowały bardzo często i dziś trudno ich wszystkich ustalić. Można tylko dodać, że zakład w latach 70. miał zdolność przerobową 35 tys. litrów mleka na dobę i poza podstawowymi produktami z mleka produkował także lody. Zakład został zamknięty na początku lat 90-tych i od tego czasu systematycznie pogarsza się jego stan techniczny.
Dziś, choć budynek jest w bardzo złym stanie, można odtworzyć jego pierwotny wygląd na podstawie niezmienionej kubatury, posiłkując się zachowanymi archiwalnymi pocztówkami z początków XX wieku oraz zachowaną dokumentacją przebudowy budynku z 1938 r.
Pocztówki z 1910 i 1914 r. przedstawiają okazały budynek znajdujący się przy ówczesnej głównej drodze wjazdowej do miasta, przed którym stały okazałe latarnie gazowe i wymyślny płot z bramą wjazdową i furtką. Na działce w kształcie trójkąta prostokątnego stały trzy budynki zakładu mleczarnia, spichrz i stajnia. Zakład graniczył z terenem cmentarza żydowskiego. Główny budynek mleczarni był tynkowany z elementami dekoracyjnymi wokół okien i na narożach budynku z cegły klinkierowej. Część frontowa budynku miała jedną kondygnację podziemną i trzy nadziemne, przy czym parter pełnił funkcje przemysłowe, a pierwsze i drugie piętro także funkcje mieszkalne. Całość kryta była dachem naczółkowym. Tylna część budynku – wysoka na 4,60 m, była tylko parterowa i zakończona dwuspadowym dachem. Z tyłu budynku znajdował się komin. Cały obiekt zajmował powierzchnię 390 m2.
Współcześnie obiekt zatracił wszystkie ciekawe detale architektoniczne, które próbowałem odtworzyć na załączonych rysunkach. Zostały także zamurowane okna i drzwi, a elewacja frontowa przykryta banerem reklamowym.
Mam jednak nadzieję, że moje rysunki przybliżą państwu pierwotny wygląd obiektu.
Źródło: Zeszyty Swarzędzkie 2010
15 MAJA 2012 r. budynek Mleczarni przy ul .Poznańskiej został wyburzony
Znajduje się w lesie, na wschód od wsi za rzeką Główną, koło dawnej leśniczówki, przy drodze do Barcinka. Składa się z dwu części wyraźnie wyprofilowanych w terenie. Bliżej drogi do Barcinka znajduje się większa o wymiarach w przybliżeniu 30 x 30 m. Była opłotowana siatką i obsadzona na obrzeżach świerkami, z których tylko nieliczne dotrwały do dziś. Na jej skraju idąc od drogi w głąb lasu da się odszukać pozostałości dwu ceglanych filarów bramy i studni z betonowych kręgów. W tej części widoczny jest 1 nagrobek, dadzą się zauważyć kopczyki mogił. Tu byli pochowani zwykli mieszkańcy wsi i okolicy. Między innymi na okrągłej żeliwnej tabliczce można odczytać
Hier ruht
LEONIE WOYTE
geb.15 Oct.1870
gest.29.Juni 1874
a na uszkodzonym elemencie nagrobka w formie książki
Hier ruht im Gott Mein geliebte Mann Unser guter Fater
Fridrich Streich
geb.22.2.1844
gest.24.6.1897
Joh. 11.25
Na innym fragmencie nagrobka imiona zmarłego rodzeństwa
Albert
Reinhold
Emil
Za tą częścią jest mniejsza o wymiarach około 20 x 20 m. W jej obrębie chowani byli członkowie rodziny von Trekow. W 1797r. Sigismund Otto Joseph von Treskow dostał prawo zakupu dóbr cysterek z Owińsk, w tym Wierzonki. Z czasem obok głównej siedziby rodu w Owińskach powstały siedziby jego potomków w Radojewie i Wierzonce. Miał ich ośmioro, córkę i 7 synów. Najmłodszy z nich, syn, Ludwig August, zmarły 19 grudnia 1865r. zapoczątkował IV linię rodziny von Treskow z siedzibą w Wierzonce. Ludwig August miał 2 córki (Anna Hedwig, Cecile Berta) oraz syna Hugo Ludwig. W tej rodzinnej części zwracają uwagę dwie mogiły z ustawionymi na nich głazami.
Na lewym napis:
Hugo von Treskow
geb.d.22 September 1840
gest.d.4 August 1909
Nad nazwiskiem wizerunek odznaczenia z koroną na górze- krzyż rycerski, z datą 1870 na dolnym ramieniu. Na prawym:
Angeligue v. Treskow
geb.v. Rrreiche
geb.d.11 Juli 1849
gest. d. 13.Oktober 1939
Angeliqua była córką Georga i Antoniny von Reiche ze wsi Rozbitek w powiecie międzychodzkim. Oboje byli praktycznie ostatnimi przedstawicielami tego niemieckiego rodu władającego od 1797r. okolicznymi ziemiami- dawnymi dobrami zakonu sióstr cysterek z Owińsk. Byli dobrymi gospodarzami, mając poparcie państwa, dla nas Polaków zaborczego i funkcjonując w gospodarce rynkowej von Treskowie stworzyli w Wierzonce dobrze prosperujący folwark. A oni byli nasi. Tak ostatnich właścicieli Wierzonki wspominają najstarsi mieszkańcy, nieliczni już ich byli pracownicy. Dla nich Trescy lub Treski bo tak ich nazywają byli dobrymi pracodawcami. Groby właścicieli Wierzonki, zaważywszy na ich zamożność, były bardzo skromne. Ziemne z obudową boków wykonaną z kamienia i cegieł. Obok ostatnich właścicieli z pewnością zostali na tym leśnym cmentarzu pochowani ich rodzice:
Ludwig August
Ur. 14.VII.1799 zm. 19.XII.1865
Melanie
Ur. 21.VI.1819 zm. 25.III.1873
Siostra Hugo von Treskowa
Anna Hedwig
Ur. 26.IV.1843 zm. 8.X.1915
I jego jedyny syn
Otto Heinrich
Ur. 13.III.1870 zm. 7.VIII.1870
We wsi przed wojną mieszkali inni Niemcy: Gerlach-leśniczy, Lemke-gorzelnik, Kannbach-ogrodnik, Klich, Rahau, Hoppenheit, Sims. Ten ostatni był służącym, katolikiem. Autorzy niniejszej publikacji po uzyskaniu zgody Nadleśnictwa Czerwonak w dniu 27.IV.2001r. z grupą uczniów rozpoczęli prace porządkowe. Zostały one zakończone w dniu 19.VI.2001r. po wycince drzew przez Nadleśnictwo Czerwonak. W ich efekcie została uporządkowana mniejsza, lepiej zachowana część cmentarza. Zostały na nią przeniesione resztki nagrobków z większej, powstało z nich małe lapidarium. Potomkowie jednej z córek Hugo i Angelique, do których dotarła wiadomość o tym w liście 13 lipca 2002r. wyrażali ogromną wdzięczność wszystkim, którzy przyczynili się do uporządkowania terenu cmentarza.
Uwagi do informacji o cmentarzach ewangelickich we wsiach:
- dane o ilościach rodzin niemieckich i nazwiskach dotyczą okresu poprzedzającego wybuch II wojny światowej
- z powodu wysiedlenia pawie zupełnie brak informacji o Niemcach, osadzonych na miejscu polskich właścicieli, którzy potem uciekli przed nadchodzącym frontem
- pisownia nazwisk w wersji jaką zapamiętali rozmówcy
- opis cmentarzy według stanu z listopada 2002 r.
Źródło: „Cmentarzyska i cmentarze niegrzebalne ziemi swarzędzkiej” Ewa J. i Włodzimierz Buczyńscy